sobota, 26 września 2015

Psychiczny związek cz.1 - Diecesca

Jesienny deszcz pokrapywał za oknem . Siedziałam wkuwając do ważnego testu . Po chwili drzwi wejściowe się uchyliły , a zaraz potem zobaczyłam mają współlokatorkę - Violettę ..  Wyglądała okropnie oczy miała podkrążone , a nos czerwony .. Po chwili już rozebrana z mokrego płaszcza , znalazła się w salonie  .. Szybko ściągnęła koc z kanapy  na której leżał i się nim owinęła ...
- Musisz mi pomóc - powiedziała przez nos ..
- Zamieniam się w słuch - zaśmiałam się
- Muszę zrobić wywiad z Diego Dominguezem - powiedziała zachrypnięta
- No i co mam z tym wspólnego ? - zapytałam niczego nieświadoma ..
- Ty zrobisz ten wywiad - wysapała z uśmiechem ..

                                                       3 godziny później
- Masz magnetofon ? - zapytała
- Mam - odpowiedziałam
- Pytania ?
- Mam
- Dobra to leć , bo się spóźnisz - powiedziała wypychając mnie za drzwi .
Stanęłam przed wielkim budynkiem z napisem Dominguez Hause . Koleś nieźle się ustawił - pomyślałam .. Weszłam do środka , gdzie przy wejściu stała wysoka blondynka - poproszę płaszcz , pani Castillo ? - zapytała , a ja przytaknęłam - pan Dominguez już czeka , proszę  za mną - dodała i poszła przodem .. Stanęła przed wielkimi drzwiami .. Zapukała , a gdy usłyszała ciche prosze otwarła je puszczając mnie przodem .. Pomieszczenie było beżowo białego koloru z wielkimi oknami przy , którym stał Dominguez , chcąc pokazać się z jak najlepszej strony chciałam wejść z podniesiona głową . Nie zauważyłam progu przez co wyrżnęłam orła .. Szkoda , że nie złapałaś zająca - zaśmiała się moja podświadomość . Spojrzałam się na blondynkę , której chciało się śmiać z tej całej sytuacji , jednak się powstrzymywała .. Po chwili w moją stronę dążył ten jak mu tam Diego .. - Wszystko dobrze panno Castillo ? - zapytał , a ja szybko się podniosłam .. - Francesca Cauvilla - przedstawiłam się wyciągając w jego stronę dłoń - Diego Dominguez - chwycił moją dłoń ...
- Violetta nie mogła przyjść , jestem jej współlokatorką - dodałam po chwili - studiuję pani redaktorstwo ? - zapytał , kierując się przodem .. - Nie studiuję literaturę angielską - odpowiedziałam zgodnie z prawdą .. - Tak jak wspominałem mam tylko 10 minut - powiedział siadając przy biurku . A ja siedłam przy wielkim białym fotelu naprzeciw biurka , wyciągając pytania i dyktafon . Zauważyłam , że nie mam ołówka , a Diego miał ich pełno na biurku , więc na nie spojrzałam , on popatrzył na mnie , a następnie na ołówki , westchnął cicho , wstał z fotela , poprawił marynarkę , wział jeden z ołówków i mi go podał . Ja powiedziałam cicho dziekuję .. Oparł się o biurko - Gotowy ? - zapytałam . - Gdy tylko pani będzie - odparł . - Więc jest to wywiad do specjalnego wydania gazety studenckiej - zaczęłam .
- Tak , wręczam absolwentom dyplomy w tym roku - powiedział .
- Naprawdę ? ... To znaczy ... wiem o tym - powiedziałam zmieszana .
- Jest pan młody jak na osobę , której udało się zbudować takie imperium . Czemu zawdzięcza pan - przerwał mi - czemu zawdzięczam swój sukces ?
- Tak - odpowiedziałam .
- Poważnie - zapytał , a ja przytaknęłam , wstał i zrobił kilka kroków , mówiąc - Biznes to ludzie - stanął i oparł się o biurko - zawsze byłem dobry jeśli chodzi o nich , wiem co ich motywuję , poprawia ich wyniki i inspiruję .
- Może ma pan po prostu szczęście ? - zapytałam przygryzając ołówek .
- Wygląda na to , że im więcej pracuję tym więcej szczęścia mam . - powiedział wstając i przechodząc obok mnie - kluczem do mojego sukcesu są zatrudnieni indywidualiści , którzy wykonują moje polecenia - dodał .
- Więc ma pan obsesję na punkcie kontroli ?  - zapytałam
- Sprawuję kontrolę we wszystkich dziedzinach życia - odpowiedział i siadł , a ja zaniemówiłam ..
- Pana firma ma udział  w branży telekomunikacji .. Inwestuję pan również w różnego rodzaju projekty . Pokroju wykarmienia Południowej Afryki . Czy to jest coś czym lubi się pan zajmować ? - zapytałam po chwili .
- Karmienie biednych na świecie to drobny biznes . Nie zgodzi się pani ? - zapytał .
-Nie mam o tym pojęcia - rzekłam . - Czy to nie świadczy o tym , że kieruję się pan sercem , anie rozumem ? - padło kolejne pytanie z mojej strony  .
- Niektórzy mogliby powiedzieć , że nie mam serca - rzekł .
- Nie . Wcale . - powiedziałam - Dlaczego ? - dodałam .
- Po prostu dobrze mnie  znają . Proszę kontynuować - odparł .
- Posiada pan poza pracą zainteresowania ? - zapytałam
- Takie jak każdy inny - odpowiedział .
- Nie ma pan żony , był pan adoptowany mając cztery lata ? - padło kolejne pytanie .
- To fakt powszechnie znany - rzekł wstając .
- Przepraszam ja nie - tłumaczyłam ..
-Czy ma pani jakieś konkretne pytania panno Cauviglia ? - zapytał spierając się o biurko .
- Tak przepraszam . Czy jest pan gejem ? - zapytałam czytając z kartki . Spojrzałam jeszcze raz na kartkę , Zaśmiałam się  - Jest tu tak napisane - dodałam .
- Nie Francesco nie jestem gejem - odparł .
- Proszę mi wybaczyć , Violetta czasami potrafi być .. - zatrzymałam się na chwilę przygryzając ołówek .
- Wścibska ? - zapytał Diego . Zastanowiłam się chwilę - Ciekawska - dodałam .
- A co z panią , ma pani do mnie jakieś konkretne pytania dlaczego nie zapyta mnie pani o coś bezpośrednio ? - zapytał siadając obok mnie .
- Wcześniej wspomniał pan o osobach , które pana dobrze znają . Dlaczego mam wrażenie , że to nie prawda ? - zapytałam . A wtedy  weszła ta wysoka blondynka , która poinformowała Domingueza o kolejnym spotkaniu . On odparł - Odwołaj proszę . Nie skączyliśmy . Ona rzekła - oczywiście - i wyszła ..
- Nie , nie - zaczęłam - ja powinnam już iść - dodałam .
- Chciałbym dowiedzieć się coś więcej o pani - rzekł .
-Nie ma tego za dużo - odpowiedziałam .
   
                                                           30 minut później
Wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę windy . Obok mnie szedł Diego . Gdy doszliśmy powiedział - Mam nadzieję , że ma pani wszystko czego trzeba .
- Odpowiedział mi pan na cztery pytania - powiedziałam .
Wtedy drzwi od windy się otworzyły , a ja do niej weszłam . Odwróciłam się stojąc twarz w twarz z Diego .
Francesco ! - odezwał się
Diego ! - rzekłam .
                                                       Drzwi się zamknęły ! ...

                                                             *************
I jak się podoba to coś na górze ? Dzisiaj się spięłam i dodałam dłuższy dlatego nie wiem jak będzie z nextem .. Nie wiem wogóle kiedy będzie .. Dobra koniec przedłużania , mam nadziję , że się spodoba ;** Do następnego ;**








































czwartek, 24 września 2015

Wyniki konkursu ;**

Dostałam jedynie dwie praca , ale to i tak nie pomogło obie pracę są cudowne , ale musiałam wybrać ;**  A więc zapraszam :*
                             1 miejsce
                         Kleopatra Owczarek
Tytuł : Błękitna róża
słowo od autorka : Francesca nazywa się Violetta

Violetta
Argentyna 24 czerwca 2015r.

Czasami do człowieka powracają wspomnienia z przeszłości i wtedy przypominasz, że zawiodłeś. Zawiodłaś dwie najważniejsze osoby w twoim życiu.
Do łazienki wszedł mój narzeczony Leon. Rzuciłam się na jego szyję i przywarłam do niego całym ciałem.
-Dlaczego płaczesz?- odciągnął mnie od siebie. Płacze? Dopiero po chwili zorientowałam się, że z moich oczu lecą łzy. Otarłam oczy dłonią i uśmiechnęłam się.- Co się dzieje?
-Nic takiego. Jestem po porostu trochę zmęczona. No wiesz ostatnio miałam sporo zleceń i dużo stresu. Coraz więcej osób kupuje domy z ogrodami, a w niektórych z nich przydaje się wielka metamorfoza.
-To wyjedźmy na wakacje do Anglii. -odrzekł nawet się nie zastanawiając.- Pamiętasz, moi rodzice kupili nową posiadłość.
-Wiesz, że teraz nie mogę mam bardzo ważne zlecenie.- popatrzyłam w jego zielone, piękne oczy.- Teraz nie.
-Szkoda. Może tam dostałbym olśnienia na nową książkę.- westchnął patrząc na mnie.
-Kochanie, niedługo znów dopadnie cię wena i będziesz tak jak ostatnio pisał dniami i nocami, aż nie zaśniesz przy komputerze, a ja będę musiała ciebie wlec do łóżka.- powiedziałam z uśmiechem.
Pochylił się, stanęłam na palcach i nasze usta złączyły się w pocałunku.   

            Bella
Anglia 30 sierpnia 1913r.

Razem z Edwardem siedzieliśmy na altance. On przegląda gazetę całkowicie poddając się lekturze. Natomiast ja patrzyłam na nasz przeogromny ogród. Niedługo miały zakwitnąć moje ulubione kwiaty.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie gdy pierwszy raz się zobaczyliśmy .

14 wrzesień 1908r.

Byłam wtedy jeszcze bardzo młoda. Miałam zaledwie szesnaście lat i wielkie plany na przyszłość chodź za bardzo wymyślne jak na tamte czasy. Pochodziłam z zamożnej rodziny. Jako jedynaczka mogłam mieć co tylko chcę jednak ja byłam skromna. Nie potrzeba mi była fortuna, miliony zabawek tylko po to aby być szczęśliwą. Wystarczało mi to, że raz do czasu dostawałam książki. Tak od zawsze kochałam czytać.
Siedziałam w parku, delikatny wiatr muskał moje policzki jednocześnie dając mi niezwykłą przyjemność. Przewróciłam na stronę książki i już miałam zacząć czytać nowy rozdział gdy zobaczyłam jakiegoś mężczyznę stojącego naprzeciw mnie. Podniosłam wzrok i mierząc go od stóp dotarłam aż do jego głowy. Wyglądał jakby miał tyle samo lat co ja może o kilka więcej.
-Dzień dobry.- ukłonił się jednocześnie ściągając kapelusz.- Mogę się dosiąść?
-Oczywiście.- odparłam cicho i posunęłam się. Wróciłam do lektury.
-Pięknie dziś.- usłyszałam jego głos.
-Tak, bardzo proszę pana.- odpowiedziałam spoglądając na niego.
-Pan? Jaki tam pan. Proszę mi mówić Edward.- spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Tak nie wypada.
-A cóż nie wypada. Lata się zmieniają, podobnie ludzie więc dlaczego nie mogą się zmienić zwyczaje?

-Myślisz, że się jemu uda?- jego głos wyrwał mnie z transu.
-A co boisz się?- usiadłam obok niego.- Bowiem wątpię w jego możliwości.
-Jeżeli tak mówisz.- musnął moje usta. Jak zawsze oddawałam pocałunki. Edward jest niesamowity. Przystojny, czuły taki prawdziwy. Nawet nie przeszkadza mi, że ma ponad trzy tysiące lat. Doskonale wiem, że mnie kocha i to, że od zawsze czekał na mnie.- Kocham cię.- wyszeptał do mojego ucha.
-Ja ciebie też.- pocałowałam go. Tylko jedno nas dzieliło, on był nieśmiertelny, a ja byłam zwykłym człowiekiem, który może w każdej chwili umrzeć. Zniknąć z kuli ziemskiej. Ja starzałam się nie to co on. Edward cały czas wygląda jak góra dwudziestolatek. Ja mam dwadzieścia jeden lat a on dwadzieścia czy trzy tysiące lat, jak to lepiej ująć? Wiele razy go namawiałam aby zamienił mnie w wampira ale on się boi. Tylko czego? Przecież kochamy się, nie potrafimy bez siebie żyć, więc dlaczego nie może tego zrobić? Co mu w tym przeszkadza? Wystarczy jedno małe ugryzienie i trochę straconej krwi. Tylko tyle.

Violetta

Usiadłam na ławeczce w ogrodzie. Odkąd pamiętam fascynowały mnie kwiaty, różnorodne ogrody, krajobrazy...
Nigdy przed poznaniem Leona nie zaznałam prawdziwej miłości. Moja matka była uzależniona od alkoholu, ojciec natomiast od narkotyków. Miałam dwójkę młodszego rodzeństwa - Jorge i Alice. Alice była młodsza ode mnie o siedem lat, natomiast mój braciszek on... on miał zaledwie sześć lat gdy moja matka (można ją w ogóle tak nazwać?) go zabiła.

25 Czerwiec 1996
Wróciłam do domu gdy tylko skończyłam lekcję. Po cichu otwarłam drzwi i weszłam do domu.
-Francesca!!- usłyszałam krzyk matki. Myślałam, że śpi. Że i tym razem uda mi się wyciągnąć brata z jej szponów i zabrać go jak najdalej od niej. A później wrócić do domu po północy (wielu nastolatków chciałoby tak, ale nie ja. Ja po prostu chciałabym mieć normalne życie). Położyć jego i Alice i zacząć się uczyć do szkoły, aby w przyszłości wyrwać ich z tej meliny.
Gdy powoli weszłam do salonu od razu poczułam znajomy zapach alkoholu i narkotyków. Rozejrzałam się dookoła, porozrzucane gazety, pełno szklanek, kilkanaście butelek wódki, jeden wielki bajzer. Zacisnęłam powieki aby powstrzymać łzy. Tak bardzo chciałam mieć normalnie życie. Zwyczajną rodzinę. Tak bardzo chciałam mieć takie same problemy jak moje rówieśniczki np. Co ubrać do szkoły. Albo cały czas myśleć o jakimś chłopaku lub gwieździe w której bym się podkochiwała. Ale moja rzeczywistość była zupełnie inna ja martwiłam się czy przeżyję do jutra. Czy uchronię przed tym wszystkim moje kochane rodzeństwo. Musiałam szybko dorosnąć, stać się odpowiedzialna i zająć się rodzeństwem po to aby choć oni zaznali prawdziwej miłości.
Wzięłam głęboki oddech i powstrzymałam łzy. Otwarłam oczy i bardzo wolnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Zauważyłam matkę kołyszącą się na krześle. Spojrzała na mnie złowrogo.
-Gdzie się kurwa podziewałaś?!- spytała krzycząc.
-Ja... bbyłam w szkole.- wydukałam.
-Po cholerę ci szkoła!!
-Chcę się wyrwać z tej biedy.- powiedziałam cicho.
-Co powiedziałaś tam bachorze?!- krzyknęła wstając i podchodząc do mnie.- Powtórz!!- stanęła naprzeciw mnie.- Nie słyszałaś!! Powtórz to co powiedziałaś!!
-Ja... uważam, że...- zaczęłam ze spuszczoną głową.- No bo... ja...
-No mów!!- chwyciła moje ramię i mocno wręcz bardzo mocno ścisnęła. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.- Gadaj Dziwko!!
-Mamo proszę puść.- wyszeptałam chwytając za jej brudny nadgarstek.- Proszę, to boli.
-I ma!!- uderzyła mnie w policzek drugą ręką. Zachwiałam się przez chwilę lecz udało mi się zachować równowagę.- Nie będziesz pyskować!! Słyszałaś!! Masz się do mnie odnosić z szacunkiem!!
-Ppprzepraszam.- wyjęczałam.

Moje poprzednie życie nie było usłane różami. Codziennie walczyłam o naszą trójkę. Chciałam dla mojego rodzeństwa jak najlepiej. Robiłam dla nich wszystko, nie raz brałam na siebie ich wybryki za co później dostawałam lanie. Lecz ja robiłam to z miłości dla Jorge i Alice. Jednak zawiodłam.
                 
13 października 1999
Biegłam jak najszybciej w stronę domu. Potykałam się o własne nogi. Cała przemokłam od padającego deszczu.
Ten jeden raz zasiedziałam się w ogrodzie botanicznym gdzie jestem wolontariuszką. Opiekuję się tam przepięknymi błękitnymi różami.
Byłam już na podwórku i nagle usłyszałam trzask i płacz dziecka. Bardzo szybko wspięłam się na dziesiąte piętro i wbiegłam do mieszkania.
-Ty pierdolona suko!!! I ty bachorze!!- usłyszałam głos ojca. Skierowałam się w stronę salonu i tam zobaczyłam stojącego nad moją siostrą ojca. W ręku trzymał jakiś kij i okładał nią nim.
-Nie!!- krzyknęłam.- Zostaw ją!- podbiegłam do płaczącej siostrzyczki. Ochroniłam ją przed kolejnym ciosem jednocześnie przyjmując go na moje plecy. Okropny ból rozszedł się po moich plecach. Jęknęłam z bólu, po chwili otrzymałam kolejny cios. Z moich oczu poleciały łzy.- Nie pozwolę wam ich skrzywdzić.- powiedziałam odrywając się od siostry.- Nie!!- kątem oka spojrzałam na siostrzyczkę. Siedziała skulona i chicho płakała.- Gdzie Jorge?- zapytałam chwytając za kij i parząc w jego oczy.- Gdzie jest Jorge?
-Nie będziesz tak się do mnie odzywała!!- chwycił mnie za włosy i pociągnął w stronę pokoju. Rzucił mną o ścianę i zaczął się rozbierać. Po chwili cały goły podszedł do mnie. Zaczął zdzierać ze mnie ubrania. Chciałam się wyrwać ale nie mogłam zbyt mocno mnie trzymał. Błagam aby tego nie robił. Nie chciałam... wcale tego nie chciałam. Ale on zrobił to... zgwałcił mnie. Był brutalny, obrzydliwy, robił ze mną co tylko chciał, a gdy chciałam się wyrwać bił mnie w brzuch. Po wieczności puścił mnie i zasnął obok. Nie potrafiłam opanować łez, drżenia rąk oraz całego ciała. Wyszłam z pokoju wcześniej narzucając na siebie rozdartą bluzkę i odziwo całe spodnie. Nie miałam sił aby chodzić, oparłam się o ścianę próbując nabrać sił.
-Alice... Jorge...- zawołałam. Doszłam do salonu, do moich uszu dotarł ciche łakanie. Przeszukałam wzrokiem pokój i w rogu pokoju siedziała skulona w kłębek Alice.- Alice...- podeszłam do niej. Przytuliłam ją do siebie, była cała spięta.- Spokojnie...- wyszeptałam do jej ucha.- Spokojnie siostrzyczko. Już ciebie nigdy więcej nie skrzywdzi.
-Na pewno?- zapytała pół głosem.
-Na pewno kochaniutka.- wyszeptałam zastanawiając się nad swoimi słowami. Czy ja serio dam radę? Zgwałcona czternastolatka nie mająca wcale sił, ma się sprzeciw stawić dwójce dorosłych? Czy to w ogóle możliwe?- Powiedz mi gdzie jest Jorge?
-Jorge on uciekł. Mama go szuka.
-Jak to szuka?- odsunęłam ją od siebie. Serce zaczęło mi mocniej bić.- Jak to szuka?
-Tak normalnie. Poszła za nim.
-A wiesz gdzie poszedł?
Pokręciła przecząco głową jednocześnie zarzucając swoimi brązowymi lokami.
-Alice pojedziemy do pewnej osoby na kilka dni.- starałam się aby mój głos brzmiał pewnie.- Pójdę zabrać nasze rzeczy.
-A mogę zabrać Jaspera?- zapytała patrząc na mnie swoimi pięknymi oczkami.
-Oczywiście, że możesz.- pocałowałam ją w policzek.- I Pana Misia Jorga też zabierz.
-A on idzie z nami?
-Tak.- odpowiedziałam próbując wstać.- Poszukaj pluszaków i pójdziemy.- podpierając się o ściany doszłam do pokoju w którym mieszkałam z rodzeństwem. W mój szkolny stary plecak zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i skierowałam się w stronę salonu. Na podłodze siedziała siedmioletnia Alice.- Alice idziemy...- powiedziałam cicho. Dziewczynka wstała i trzymając dwa pluszaki podeszła do mnie.
-Francesca? A będzie nam tam dobrze?- spojrzałam na nią.
-Będzie. Obiecuję...

Nie wiem dlaczego nie zrobiłam tego od razu. Dlaczego od razu stamtąd uciekłam? Może gdybym szybciej to zrobiła, to oni żyliby?

Bella

-Kochanie.- usłyszałam jego szept przy moim uchu.- Muszę wyjechać... do Stanów.
-Dlaczego?- chwyciłam jego dłoń i spojrzałam w jego czerwone oczy.
-Valturri.- odparł jednym słowem i widziała o co chodzi.- Wezwali mnie.
-Dobrze... jedź.- powiedziałam uśmiechając się.
-Jesteś tego pewna?- przybliżył się do mnie.
-Tak kochanie. Jedź, załatw swoje wampirskie sprawy. Ja poczekam.- objął mnie. Przycisnął do siebie i namiętnie pocałował.
-Wrócę jeszcze zanim twoja róża rozkwitnie.- odrzekł patrząc się w moje oczy.

-Elizabeth napisał Edward?- spytałam schodząc po schodach. Młoda kobieta stająca przy drzwiach prowadzących do ogrodu odwróciła się i spojrzała w moją stronę.
-Nie hrabino.
-Bella.- poprawiłam ją.
-Bello.- powiedziała z uśmiechem.- Niestety nic dziś nie przyszło.- usłyszałam jej głos i nagle poczułam, że nogi się pode mną uginają, obraz przed oczami się rozmazał, a ja chwyciłam ręką mocniej barierkę.- Bello!- usłyszała stłumiony krzyk Ludmiły. Poczułam, że chwyta mnie za łokieć.- Co się dzieję?
-Nic.- powiedziałam próbując wstać choć wcale nie czułam się najlepiej.- Za chwilę będzie...- i runęłam po schodach tracąc przytomność.

Spojrzałam na lekarza.
-Co mi jest?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Mam dobre wieści.- odparł tajemniczym lecz i wesołym tonem.- Jest pani w ciąży.
-W ciąży?- zapytałam poprawiając kołdrę.- Jakim cudem?
-To chyba pani wie.- odrzekł lekarz z uśmiechem.- Proszę to brać na zbicie gorączki.
-Jestem w ciąży.- powiedziałam kładąc rękę na brzuchu. - To niemożliwe...
-Musi pani teraz dużo odpoczywać. Nie będę pani straszył, ale taka wysoka gorączka mnie niepokoi. Proszę na siebie uważać.- wstał i skierował się w stronę wyjścia z mojego i Edwarda pokoju.- Do widzenia.
-Dziękuje.- powiedziałam i wyszedł, a za nim gosposia (Ludmiła). Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy.

Stanęłam przed wielką rzeźbą anioła. Uwielbiałam ją, wokół znajdowało się pełno drzew owocowych. Ogród za naszą rezydencją był przeogromny. Miał około dwa kilometry długości i kilometr szerokości. Róża którą podarował mi Edward rosła w samym centrum, przed pomnikiem anioła. Miała zakwitnąć za dwa tygodnie. W dzień moich kolejnych urodzin.
Owszem lekarz powiedział, że mam odpoczywać, ale ja nie jestem w grupie tych ludzi którzy potrafią przesiedzieć cały dzień i nic nie robić. Codziennie przychodziłam do błękitnej róży i troszczyłam się o nią.
Nachyliłam się chcąc wyrwać chwast rosnący nieopodal róży. Gdy poczułam nagły ból w podbrzuszu. Usiadłam się na ziemi i chwyciłam się za już całkiem spory brzuch.
-Nie. Nie teraz proszę.- wyszeptałam opierając się o pomnik. Czułam, że tracę siły.- Edward... Ludmiła... Jasper... Pomocy...

Violetta

Poprawiłam makijaż i wyszłam z łazienki. W salonie czekała moja asystentka Camila.
-Jak idą prace nad ogrodem Pani Smift?- zapytałam nalewając kawę.
-Bardzo dobrze. Wszystko idzie według twojego planu.- odparła podając mi zdjęcia.
-Widzę, że altanka nie jest jeszcze gotowa.- powiedziałam wskazując na zdjęciu obiekt.
-No właśnie. Dzisiaj to nadrobią...- odrzekła popijając kawę.
-No dobrze.- odparłam cicho. Nastała cisza. Wpatrywałam się w zdjęcie. Figurka małego aniołka stojąca obok błękitnych róż wywołała we mnie niezbyt przyjemne uczucia.
-Coś się stało?- usłyszałam głos Camili. Podniosłam głowę i spojrzałam na asystentkę.
-Nic się nie stało.- powiedziałam popijając kawę.- Ten aniołek... usuńcie go.- pokazałam jej zdjęcie a ona zrobiła dziwną minę.
-Ale tutaj nie ma żadnego aniołka.- powiedziała patrząc na mnie uważnie.
-Jak to nie m...- spojrzałam na fotografie i zauważyłam, że anioł zniknął.
-Dobrze się czujesz? Może powinnaś zrobić sobie wolne?- powiedziała Camila pochylając się w moją stronę.- Zauważyłam, że ostatnio nie czujesz się najlepiej. Nie chcę ciebie obrażać ale nie wyglądasz rewelacyjnie. Wszystko jest ok?
-Tak.- odparłam krótko przeczesując swoje włosy palcami. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na rudowłosą.- Może masz rację? Leon też mi mówił, że przydadzą mi się wakacje.
-Widzisz? Ja wszystkiego dopilnuję. Codziennie będę ci przesyła zdjęcia z postępów.
-Na pewno dasz sobie radę?- mój głos był pełen troski.
-Dam.- powiedziała uśmiechając się.
-No dobrze.

-Kochanie zarezerwowałam bilety do Anglii.- powiedziałam gdy usłyszałam, że wszedł do mieszkania. Jednak odpowiedziała mi cisza.- Kochanie?- wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę salonu. Usłyszałam jakiś szmer, moje serce zaczęło przyspieszać, chwyciłam parasolkę i zaczęłam kierować się w stronę dźwięku. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Weszłam do pokoju i wtedy zauważyłam, że okno jest otwarte. Firanki lekko falowały od wiatru.- Przecież było zamknięte.- powiedziałam sama do siebie ostrożnie podchodząc do okna.
-Violetta...- usłyszałam czyjś głos. Zamachnęłam się.- Ej... Viola zostaw tą parasolkę.- rozpoznałam głos męża. Odwróciłam się, a on już był przy mnie.- Co się stało? Wyglądasz na przestraszoną... wszystko dobrze?
-Yyy tak.- poprawiłam swoje włosy.- Po prostu trochę się przestraszyłam. Myślałam, że zamknęłam okno.
-Lepiej to zrobić. Patrz idzie burza.- wskazał na widok za oknem. Usiadłam na fotelu i przyglądałam się jak mój Leonek zamyka okno.- Violu wiele razy widziałem ciebie wystraszoną, ale teraz jesteś przerażona.
-Nie przesadzaj.- starałam się aby mój głos brzmiał wesoło ale chyba nic z tego nie wyszło.
-Nie?- podszedł do mnie.- Na pewno?


-Alice...- zawołałam gdy oddaliła się ode mnie na dwa może trzy metry.- Alice...
-Francesca patrz!- wskazała palcem na plac zabaw.- Mogę? Proszę.- podbiegła do mnie.
-Nie teraz. Później przyjdę tutaj z tobą.- powiedziałam próbując powstrzymać łzy bólu. Czułam jakby ktoś po moich plecach przejechał sztyletem robiąc głębokie rany.
-Dobrze.- powiedziała trochę smutna. Szłyśmy dalej, aż dotarłyśmy do domu mojej nauczycielki. Ancheles wiedziała o mojej sytuacji. Czasami nawet mi pomagała. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Mała Alice zapukała do drzwi.- Ciocia!!- rzuciła się w stronę Angie. Moja nauczycielka doskonale znała naszą trójkę. Mali kochali ją.
-Co się stało?- zapytała biorąc małą na ręce. Spojrzała w moją stronę, stałam przed schodami. Nie miałam już sił. Zbiegła po schodach i podeszła do mnie.- Fran...
-Przepraszam.- wyszeptałam i z moich oczu poleciały łzy.- Ale mam prośbę... Mogę ją tutaj zostawić na kilka dni?- Somero postawiła Alcie na ziemi.
-Oczywiście.- powiedziała.- Co się stało? Franuś...- chwyciła mnie gdy traciłam grunt pod nogami. Moje oczy się zamknęły, ale nie pozwoliłam aby stracić przytomność pomimo to jak bardzo cierpiałam.-Fran... Franuś...- zaczęła mnie klepać po policzku. Otwarłam lekko powieki.- Co się stało?
-Zajmij się nią. Ja pójdę poszukać Jorga.- wyszeptałam. Chciałam wstać lecz nie mogłam bo ona mnie chwyciła i poniosła do domu.
-Nigdzie nie pójdziesz.- powiedziała kładąc mnie na sofie.
-Ale ja muszę znaleźć Jorga.- ściągnęła mi plecak i odparła przerażona.- Matko Chryste... Boże... Kto ci to zrobił?
-Nikt mi nic nie zrobił.- powiedziałam siadając. Dopiero teraz zauważyłam, że na rękach ma krew.- Czy to, to jest moje?

Otwarłam oczy. Leżałam tuż obok mojego męża. Spał tak smacznie, że aż żal było go budzić. Wstałam i skierowałam się w stronę kuchni. Otwarłam lodówkę i patrzyłam co w niej mamy, począwszy od serów kończący na kurczaku z kolacji.
Viola ej jesteś na diecie!!
Zabrałam kartonik z mlekiem i nalałam sobie do szklanki. Gdy chciałam już otwierać lodówkę kątem oka zauważyłam, że przy (znowu) otwartym oknem stoi jakaś postać w pelerynie. Momentalnie serce (znowu) zaczęło mi szybciej bić, a oddech przyspieszył.- Kim jesteś?- spytałam patrząc na postać.
-Jestem Bella Culen.- usłyszałam damski głos.- Ty jesteś Francesca?
-Tak, nie, znaczy... jestem Violetta.- chwyciłam nóż i schowałam za plecami.
-Nic ci nie zrobię. Możesz odłożyć ten nóż...
-Skąd? Jak tu weszłaś? Po co tu jesteś?
-Jestem tu po to aby cię chronić oraz twojego męża.
-Po co?
-Im mniej wiesz tym lepiej.- odparła tajemniczym tonem.
-Czego wiem?
-Nie ważne.- powiedziała i jak w mgnieniu oka wyskoczyła przez okno. Upuściłam nóż który odbił się z brzdękiem o płytki. Nie rozumiałam tego. Tak prawdo mówiąc to wiele w życiu widziałam bardzo wiele rzeczy, ale żeby takie coś? Niemożliwe.

Czasami w życiu jest tak, że chce ci się cały czas płakać. Dzieje się tak, że chcesz wyjawić wszystkie tajemnice o których wiesz wyłącznie ty. Chcesz podzielić się tą tajemnicą, chcesz aby twój ukochany dowiedział się o wszystkim, pocieszył cię i zrozumiał. Jednak wiesz, że nie możesz.

Otwarłam oczy, leżałam na kanapie pani Angie. Plecy bolały mnie niemiłosiernie.
-Nie ruszaj się.- usłyszałam głos Ancheles. Mimo jej zastrzeżeń usiadłam się.
-Gdzie Alice?- zapytałam rozglądając się dookoła.- Gdzie ona jest?
-Bawi się w ogrodzie.- powiedziała spokojnie podając mi szklankę z wodą. Na stole w wazonie jak zawsze stały niebieskie róże. Ancheles je uwielbiała jednak mówiła na nie "błękitne róże", a to tylko dlatego, że uwielbiała błękit. Niebieski podchodził dla niej pod granat. Dlaczego? Nikt nie wie. Po prostu panu Romerro czasami jest niezrozumiała jak przedmiot którego uczy.- Francesca powinniśmy to zgłosić.
-Nie!- wybuchłam.- Nie pozwolę na to!
-Uspokój się.- powiedziała spokojnie jak to miała w zwyczaju.- Francesco ty chyba nie widziałaś swoich pleców?
-No, tak właściwie to nie, ale moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. Wszystko nic się nie liczy tak bardzo jak oni.
-Nawet...- zaczęła.
-Tak. Nawet moje, moje zdrowie. - wstałam.- Bardzo pani dziękuje za pomoc ale muszę iść szukać Jorga.- łzy napłynęły mi do oczu.- Alice czy mogę ją tutaj zostawić? Wrócę po nią.- powiedziałam patrząc na nauczycielkę.
-Fran... Może zostać. Doskonale o tym wiesz...- powiedziała podchodząc do mnie.- Ale poczekaj chwilę moja siostra za chwilę przyjdzie, a ja pójdę z tobą.
-Nie. To ja zawiodłam i to ja muszę ponieść konsekwencje.- powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.

Właśnie znajdowałam się na podwórku gdy usłyszałam krzyki i płacz dziecka. Zaczęłam biec do naszego mieszkania. Tak bardzo chciałam aby to nie był Jorge jednakże gdy wbiegłam do domu zauważyłam matkę, ojca i mojego malutkiego braciszka. Jorge płakał, a oni go bili.
-Przestańcie!- krzyknęłam podbiegając do brata.- Przestańcie!!- obielam go ramionami. - Proszę was!! On ma tylko sześć lat!!
-Gówno mnie to obchodzi!!- krzyknął ojciec i wyrwał z mojego objęcia braciszka. Podał go matce i chwycił mnie za włosy.
-Zostaw go!!- krzyknęłam do matki gdy ta zaczęła z nim iść w stronę balkonu.- Zostaw go!! Nie słyszysz!!- w moich oczach zbierały się łzy. Zaczęłam się miotać, wyrywać. Ojciec uderzył mnie w brzuch. Skręciłam się z bólu.
-Idź tam!- krzyknął rzucając mnie na ziemię. Podniosłam się i małymi krokami ruszyłam za śladami matki i Jorga. Stali na schodach przeciwpożarowych...
-Jeżeli jesteś taka mądra to uratuj go.- powiedziała moja matka i zrzuciła go z balkonu.
-Nie!!!- krzyknęłam rzucając się w stronę barierki. Widziałam jak mój mały braciszek spada w dół. Nagle jego malutkie uderzyło o beton.- Nie!!!! Nie!!!- krzyczałam. Z moich oczu leciały łzy. Zbiegłam po schodach, miałam nadzieję, że jednak przeżył. Że przeżył ten upadek z pięciu pięter.

A gdybym szybciej zarezerwowała? Gdybym ją powstrzymała? Żyłby. To przeze mnie. Gdybym tylko coś zrobiła...

Położyłam na jego grobie niebieskie róże.
-Chciałam ci powiedzieć, że dla mnie będziesz zawsze żyć.- wyszeptałam spoglądając w stronę Alice i Angie.- I przyrzekam, że już nigdy nie dopuszczę aby zrobili coś takiego naszej Alice. Nigdy więcej... mój braciszku.- z moich oczu leciały łzy. Poczułam, że moja nauczycielka mnie przytula.

Bella

Obudziłam się w łóżku. Obok mnie na szafce stały błękitne róże- moje ulubione. Edward stał przy oknie, głowę miał opartą o szybę i chyba płakał.
Podniosłam się z łóżka, momentalnie zauważył, że nie mam już tego ogromnego brzucha. Czułam się zupełnie inaczej, nabrałam sił, takiej wiary w siebie.
-Edward kochanie.- powiedziałam podchodząc do niego. Nie zarezerwował.- Kochanie...- stanęłam obok niego. Chwyciłam go za dłoń, on niepewnie na mnie spojrzał i wbił się  moje usta.- Edward kocham cię.
-Ja ciebie kocham jeszcze bardziej.- powiedział ocierając łzy szczęścia.- Bello muszę coś ci powiedzieć.
-Wiem jestem wampirem.- powiedziałam uśmiechając się.- Zauważam szczegóły...
-Jakie?- zapytał.
-Płatek przy jednej róży zaczyna więdnąć, książka od Woltera jest za bardzo wysunięta, a przy twojej koszuli nie ma jednego guzika.
-Kochanie...- wyszeptał znów mnie całując.- Kochanie jak ja się cieszę.
-Ja również.- powiedziałam uśmiechając się.- Nasze dziecko? Jak ono?
-Żyję. Nazwałem je Renessme.- powiedział chwytając mnie za rękę i wyprowadzając z pokoju.

Violetta

Siedziałam w ogrodzie i przeglądałam plany ogrodów. Prawda miałam wyjechać do Anglii z Leonem na wakacje ale mojemu ukochanemu coś wypadło i nie mogliśmy sobie na to pozwolić. Więc pozostało mi wrócenie do pracy i codziennej monotonii. Jednakże wiedziałam, że właśnie w ten dzień zdarzy się coś wyjątkowego.
-Francesca…- usłyszałam dziewczęcy głos. Znałam go i to bardzo dobrze tylko skąd. Odwróciłam się i tam zobaczyłam wysoką dziewczynę. Miała krótkie ciemno-brązowe włosy oraz brązowe oczy. Oczy które doskonale znałam.- Francesco…- usłyszałam jej głos.

-Angie gdzie Alice?- zapytałam wchodząc do jej gabinetu. Starsza już kobieta siedziała przy biurku i poprawiała sprawdziany swoich wychowanków.- Widziałaś ją? Może coś ci mówiła?
-Nie Francesco.- powiedziała ściągając z nosa swoje okulary i podchodząc do mnie.- Nic mi nie mówiła.
-Nie rozumiem dlaczego się tak zachowuje. Może to przez tego dziwnego Jaspera? Jak myślisz? Może mieć zły wpływ na nią?
-Jak dobrze mi wiadomo to dobry uczeń.- powiedziała spokojnie.- Nie podejrzewam aby zrobił takie coś.
-A mi się wydaje, że coś on zrobi.- powiedziałam stąpając nogą na nogę.- Oby nic się jej nie stało.
-Nic się nie stanie.- powiedziała.
-Ja w jej wieku nie siedziałam na dyskotekach do drugiej w nocy.- odparłam siadając na krześle przed biurkiem mojej starej wychowawczyni.
-Gdy byłaś w jej wieku to nie wychodziłaś wcale na dyskoteki.- odparła Ancheles śmiejąc się.- Fran ona dwadzieścia lat teoretycznie może robić co chce.
-Tylko teoretycznie. W praktyce jest zupełnie inaczej…- powiedziałam twardym tonem.- Dopóki się uczy będę się nią opiekować.
[Głos z telewizora dochodzący z salonu]- Wypadek na skrzyżowaniu trzeciej alei i drogi kwiecistej.- usłyszałyśmy męki głos z telewizora. Ruszyłyśmy w stronę salonu, pogłośniłam telewizor i patrzyłyśmy na przystojnego mężczyznę prowadzącego wiadomości.- Zginęło dwójka nastolatków a trójka jest ranna.
-O Boże…- usłyszałam głos nauczycielki.
-Zmarła dwudziestoletnia kobieta i dwudziestodwuletni mężczyzna. Trwa szukanie rodziny zmarłej dziewczyny. Powodem wypadku było prawdopodobnie strata kontroli nad pojazdem przez rannego chłopaka. Zmarła dziewczyna i chłopak siedzieli na tylnich siedzeniach razem z jedną ranną dziewczyną.
Usłyszałam melodię „Love me like you do” wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz- Policja. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.

W moją stronę wyciągnęła bukiet błękitnych róży. Wstałam i podeszłam do niej i już wiedziałam skąd ją znam. Tylko jak to było możliwe? Przecież moja siostra nie żyje. No jak?
-Kim pani jest? I co pani tu robi?- zapytałam patrząc w jej oczy.
-Wszystkiego najlepszego.- powiedziała kładąc kwiaty na stole.- Francesco siostro…- rzuciła się w moje ramiona.- Kochana… przepraszam cię. Przepraszam, proszę wybacz mi…
-Kim jesteś?- zapytałam.
-To ja Alice. Ja żyję…- powiedziała odrywając się ode mnie. Spojrzałam w jej oczy, mówiła prawdę to była ona, prawdziwa i żywa.
-Alice? Przecież ty nie żyjesz…
-Żyję, znaczy w jakiejś części. Musze ci coś powiedzieć… jestem wampirem.- powiedziała półszeptem jakby się czegoś obawiała.
-To prawda.- usłyszałam męski głos i po chwili znalazł się przy nas… Jasper?- Wiem to strasznie dziwne, ale to prawda. Jesteśmy wampirami i ty też do nich należysz tylko musisz poczekać aż wypełni się twoje przeznaczenie.
-Ale ja nic nie rozumiem.
-Francesco…- usłyszałam glos kobiety która była u mnie kilkanaście dni temu.- Twoim przeznaczeniem jest zostanie wampirem.
Wampirem? Ja? Jasper? Alice? Oni żyją? Nie odezwali się do mnie? Przez tyle lat?
-Siostro…- usłyszałam głos Alice. Zaczęłam kręcić głową.
-Nie to nie możliwe… Nie… przecież widziałam twoje ciało… widziałam… Nie to niemożliwe!- krzyknęłam.- Nie!! Niemożliwe!! Wy nie żyjecie!! Umarliście!! Nie!! Nie!!

-Violetta wynoś się z tego domu.- usłyszałam głos Leona.- A może lepiej Francesco?- powiedział z nienawiścią.
-Leon…- podeszłam do niego.- Co się stało?
-Ukrywałaś przede mną swoją przeszłość!!!- krzyknął.- WYNOŚ SIĘ!! NIE SŁYSZAŁAŚ? WYNOCHA Z MOJEGO DOMU!!
-Leon…
-Wynoś się!!- krzyknął.- WYNOCHA!!- uderzył mnie w twarz. Upadłam na ziemię. Nie poznawałam go. Oczywiście wiedziałam, że okłamując go igram z ogniem ale nie sądziłam, że tak się zachowa. Zawsze był opanowany, spokojny, kochany, delikatny a teraz jakby diabeł w niego wstąpił.- JAK WRÓCĘ NIE MA CIĘ TU BYĆ!!- wyszedł z pomieszczenia. Nagle przy jej nogach pojawiła się błękitna róża, tajemnicza jak cały świat i jak ona sama. Zabrała ją do ręki jednocześnie kalecząc się kolcem od róży.
-Pomogę ci.- usłyszała głos siostry. Odwróciła się, obok niej stał Jasper, Alice nie wyglądała za ciekawie, powstrzymywała się przed czymś. Tylko przed czym?
-Zabierzemy cię do naszego domu.- powiedział Jasper trzymając Alice za rękę. Wyszeptał coś jej na ucho, ona pokiwała głową. Moja siostra poszła do mojego pokoju, nie zastanawiałam się skąd ona wie gdzie się znajduje. Zostałam sama z Jasperem.- Wiem to dla ciebie bardzo dziwne, ale musisz uwierzyć, że my żyjemy, przynajmniej w jakiejś części. Alice za tobą tęskniła, ale Francesca, przepraszam Violetto, nie mogliśmy ciebie znaleźć dopiero wizja Alice nam pomogła… ona potrafi przewidzieć przyszłość i stąd wiedzieliśmy, że twoim przeznaczeniem jest zostanie wampirem.
-Jasper ale ja nie chcę.
-Szanuję twoją decyzję.- powiedział.- Ale wiesz, że jak nie zostaniesz wampirem umrzesz i zostawisz swoją siostrę samą?
-Wiem. Mówiłeś mi o tym. Ale ja już podjęłam decyzję. Chcę zostać człowiekiem… Nie chcę chodzić po tym świecie przez wieki… zbyt dużo tutaj wycierpiałam. A wiem, że moja siostra nie zostanie sama, bo ma ciebie i was wszystkich. Tylko powiedz mi jedno… Kochasz ją?- zapytałam poważnie wskazując na jego serce błękitną różą.
-Kocham najbardziej we wszechświecie.- powiedział niczym Romeo.
-Tylko pamiętaj jak ją skrzywdzisz będziesz miał ze mną do czynienia. I załatwię ciebie jak ten kolec mój palec. Zrozumiano?
-Oczywiście. No i właśnie jeszcze jedna sprawa… Alice nie potrafi jeszcze do końca panować nad żądzą krwi więc lepiej byłoby gdybyś…
-Rozumiem.- powiedziałam uśmiechając się. I teraz wiedziałam, że będzie dobrze. Oszukam przeznaczenie… zacznę żyć z wampirami i będę robić to co kocham, a obok mnie będzie moja siostra i błękitna róża.

Nikt nigdy nie pokochał tego kwiatu jak Bella i Violetta. I to on je połączył- błękitna róża. W obydwóch płynęła ta sama krew i obydwie miały te samo przeznaczenie jednak Francesce udało się je przechytrzyć i ułożyła własną końcówkę bajki. Każda z nich zaczęła żyć jak chciała. Bella i Edward wyjechali do USA. Violetta i Leon się rozwiedli. Po rozprawie już nigdy go nie widziała. Robiła to co kocha, odwiedzała Culenów oraz swoją siostrę. A jej firma „Z błękitną różą.” rozkwitała w blasku sławy, a może lepiej w błękicie sławy. I w dalekiej przeszłości umarła z uśmiechem na twarzy.

***
One shot jest cudowny , strasznie mnie wzruszył , ta historia Violetty / Francesci :* Jak płakałam jak to czytałam :** Komentujcie to wspaniałe dzieło , bo warto ;***


2 Miejsce 

                       Magda Zambrzycka 
Okolice Seattle godzina 6:40
Kolejny jesienny poranek przedziera się przez moje okno. Co prawda dziś jest sobota i nie trzeba wstawać do szkoły, lecz jestem przyzwyczajona wcześnie wstawać. Szybko wstałam z łóżka zaścieliłam je a następnie poszłam do szafy. Wybrałam mój strój sportowy i poszłam do łazienki. Przebrałam się jak najszybciej, ponieważ o tej porze jest mniej ludzi śpieszących się do pracy. Lubię dbać o moją kondycję fizyczną. Biegam, bo sprawia mi to przyjemność. Wychodząc ze swojego pokoju zobaczyłam jak Diego czeka na mnie w salonie. :
- Daj mi spokój Diego.!
- Ale Violetta to nie jest tak jak myślisz...
- Uważasz ,że jestem ślepa i nie widziałam jak całowałeś się z Fran...
- Nie chcieliśmy Ciebie skrzywdzić...
- Wy! Ty jako mój chłopak i Fran jako najlepsza przyjaciółka zdradziliście mnie...
- Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć...
- Nie mogę już na was liczyć... Wynoś się z mojego domu i więcej się tu nie pokazuj!
-Ale?
- Żadne, "ale"! Jazda już Cie tu nie ma!
Wyszedł zostawiając mnie samą. Chociaż raz się posłuchał~ mówi moja wewnętrzna przyjaciółka
- Tylko na Siebie mogę liczyć... - pomyślałam
Wzięłam mp3, podłączyłam do niej słuchawki i wyszłam z domu, by o tym co się przed chwilą stało nie myśleć. Jak oni mogli to zrobić? Jak się pytam? Co zrobisz, gdy najlepsza przyjaciółka całuje się z twoim obecnym chłopakiem? A wszystko zaczęło się tak :
Przechadzałam się po szkolnym korytarzu sama. Diego ostatnio przekładał nasze spotkania. Czułam się źle, samotnie po prostu najgorzej jak nigdy. Chciałam wejść do sali muzycznej, ale moją uwagę przykuła szatnia. Podeszłam bliżej i zobaczyć kto tam jest. Nie wierzyłam własnym oczom, gdy ich zobaczyłam. Diego, mój chłopak ten jedyny, całuje się z Fran, moją najlepszą przyjaciółką, która zna wszystkie moje problemy i tajemnice. W jednej chwili moje uczucia do Diego obróciły się 360 stopni. Czułam do niego obrzydzenie, niechęć widzenia go, po prostu wszystko. :
- Jak mogliście? Jak pytam? Jak?
- Violu przepraszam nie chciałam, by tak wyszło
- Mam jedno pytanie. Mieliście zamiar mi to powiedzieć?
Milczą. Czuję jak łzy mi zaczęły się lać strumieniami. 
- Myślałam Fran ,że jesteś moją najlepszą przyjaciółkę a zamiast tego liżesz się z nim! - pokazałam na Diego. Czuję do niego wstręt...
- Ale Vilu ja... naprawdę nie chciałam... to wyszło tak jakoś...
- Nie chce was znać dla mnie umarliście! 
Wybiegłam szybko ze szkoły. Zostawiłam ich tam samych są Siebie warci. 
Od tego wydarzenia minął tydzień. Nie wybaczę im tego nigdy! Nigdy! Moje dni wtedy wyglądały tak; "szkoła ->dom -> chusteczki -> płacz. szkoła -> dom -> chusteczki -> płacz. i tak ciągle..." ,ale wzięłam się w garść i czuję do niech tylko obrzydzenie. Nagle czuję jak moje ciało upada na chodnik. Wyłączyłam szybko muzykę i chciałam się podnieść ,ale nie mogę. Chyba złamałam nogę. :
- Pomocy?!?
Nagle podbiegł do mnie chłopak w dresie, bluzie z kapturem na głowie.
- Wszystko w porządku?!?
- No chyba nie jeśli nie mogę się ruszyć...
- Hmm... Wezwę kierowcę i pojedziemy do szpitala.
- Okej jak byś mógł tylko szybko noga mnie boli...
Wyjął telefon wystukał numer na dotykowej klawiaturze a po chwili przyłożył do ucha.
- Fernando! Proszę podjechać na parking przy Parku Ave N
Rozłączył się szybko. Zaczął mnie podnosić i wziął mnie w ramiona.
- Co ty robisz?!?
- No jedziemy do szpitala. Zaraz będziemy na miejscu.
Jesteśmy już w szpitalu. Zrobili mi prześwietlenie nogi i jak już wiedziałam załamana noga. Przez najbliższy czas muszę ograniczyć chodzenie na szpilkach. :
- Panienko Castillo, jak już mówiłem ma pani załamaną nogę. Za 3 tygodnie proszę się zgłosić z chłopakiem na zdjęcie gipsu. A teraz na założenie gipsu.
- Dobrze, ale jak ja będę chodziła do szkoły?
- O kulach ,Panienko Castillo.
- Ugh no trudno dziękuję Panie doktorze.
- Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
- Nie dziękuję - zaśmiałam się.
Lekarz wezwał wózek a tajemniczy chłopak natychmiast pomógł mi zejść z leżanki. Usiadłam ostrożnie na siedzeniu. :
- Poradzi pan sobie ,Panie Verdas?
- Tak ,doktorze Fels
- Spokojnie nie musisz się mną przejmować..
- Dla doktora jestem twoim chłopakiem ,więc muszę się tobą opiekować
- Jezu masz pewnie dziewczynę, która Cię mocno kocha i czeka na Ciebie zamiast tego ty zajmujesz się mną.
- Skąd ta pewność?!?
- Nie wiem strzelam...
- To zły balon przebiłaś. Nie mam żadnej dziewczyny. A ty kogoś masz?
- Rodziców, którzy wyjechali na 2 miesiące do innego kontynentu pomijając ,że mam gosposię. Poradzę sobie.
- Nie przekonuje mnie to. Umówmy się ,że będę po pracy przyjeżdżać do Ciebie i sprawdzać jak się czujesz.
- Może być...
- Okej. Oh nie gdzie moje maniery. Jestem Leon, Leon Verdas.
- Miło mi Cię poznać Leon. Jestem Violetta Castillo.
***


Z Leonem dobrze się rozmawia. Dowiedziałam się ,że ma rodzinę, która jest "wkurzająca" jak to opisał. Niestety musiał już się zbierać :
- Będę już się zbierać.
- Jeśli musisz.
- Powiedz słowo a będę przy tobie. Na zawsze...
I co ja mam teraz zrobić?!? Robię mu nadzieję. Nie kocham go, ale czuję ,że jest moją bratnią duszą.
- Żegnaj Leon.
- Violetto.!
- Leonie.!
I wtedy wyszedł. Poczułam w sobie brak czegoś, ale czego. Usiadłam z powrotem na kanapę i zawinęłam się w koc i włączyłam smutną piosenkę nie wiem sama czemu ten gatunek. Słyszę dźwięk fortepianu, głos piosenkarki jest miękki, ale i wyraźny. Lo que soy  to  moja ulubiona piosenka. Śpiewa ją Demi Lovato w języku hiszpańskim. Słuchając utworu myślę, czy dobrze postąpiłam.? Nie mogłam nic mu obiecywać, bo nie kocham a może i kocham?!? Sama nie wiem... Po chwili zobaczyłam jak mój telefon wibruje. Tylko kto to dzwoni?!? Numer zastrzeżony... Hmm... Nic mi to nie mówi. Mimowolnie odebrałam telefon. :
- Słucham.?
- Hej, to ja Leon.
- Leon?!? Skąd masz mój numer?!?
- Ma się swoje znajomości.
- Oh, więc jaką masz sprawę?
- No więc może jutro wieczorem coś ugotuję dla nas. 
- Może jak chcesz...
- Jak nie chcesz zrozumiem.
- Nie no okej zgadzam się. A co masz zamiar ugotować.?
- To moja słodka niespodzianka.
- Oh no dobrze.
- To ja będę kończyć muszę jeszcze trochę po pracować.
- Do zobaczenia Leon.
- Niebawem Violu, niebawem.
***
- Smakowało?
- Ten makaron z pesto i brokułami pychotka.
- Ciesze się że Ci smakuje. A w ogóle jak w liceum.?
- Dobrze na razie nie mam zarzutów. A jak w pracy szef ciebie cisnął.
- Jeśli mogę sam siebie zatrudniać to okej.
- Ty masz swoją firmę.?!?
- Tak. 
- Nie wiedziałam.
- Czekaj masz coś tutaj.
Wyjął z mojego kącika ust kawałek makaronu. Popatrzył się głęboko w oczy a następnie pocałował namiętnie. W końcu wstał wziął mnie na ręce. Czułam się jak panna młoda po ślubie, gdy wchodzi do własnego domu. Leon zaniósł mnie na górę do mojego pokoju. Położył delikatnie na łóżku i kończył to co zaczął, W pewnej chwili przestał, na co się zdziwiłam:
- Coś nie tak? - spytałam 
- Musimy zaczekać. Masz gips.
- Cholera. 
- Bardzo mi się podobasz Violu, szkoda ,że to nie na mnie upadłaś.
- Szkoda - przygryzłam wargę.
- Nie rób tego to mnie dekoncentruje. 
- Ale co?!?
- Oh kobieto ożeń się ze mną. 
- Ale się nie znamy... 
- Przecież żartuje ,ale w dalekiej przyszłości planuję ciebie jako moją żonę, mamy dwójkę dzieci. Chłopczyk i dziewczynka o kasztanowych włosach.
- Jakie ambitne plany, Panie Verdas
- Tylko z Panią, Pani Castillo. Co pani zamierza robić po liceum?
- No nie wiem może jakieś studia ekonomiczne. Sama nie wiem.
- Mamy praktyki w mojej firmie
- Nie wiem czy bym tam pasowała.
- Jeśli mi się podobasz to nic a ni nikt nie może tego zmienić.
- Kocham Cię...
- Powiedziałaś to ?!?
- Kocham Cię Leonie Verdasie.
- Ja Ciebie również Violetto Castillo
Przytuliliśmy się do siebie i co raz składaliśmy sobie czułe pocałunki. Ten chłopak to mój ósmy kolor tęczy. Lek na zdrowie. Parasol co ochroni przed deszczem. Ten jedyny na ,którego czekałam bardzo długo. A może nie... Czy nikt nie zepsuje nam tego szczęścia.?!?

                                                                         ********
One shot jest śliczny :) I bardzo mi się podoba styl w jakim go napisałaś :*** Komentujcie to wspaniałe dzięło :**

*********
One shoty są wspaniałe :* aż żal ściska , że nigdy nie będę tak wspaniałą pisarką jakimi wy jesteście :** Zapraszam do komentowania :) A jeśli chodzi o nagrody piszcie do mnie :*


niedziela, 20 września 2015

My life , my decysions ! 1000 wyświetleń !

                             Kochani ,  dedykuję tego one shot ' a wszystkim , którzy
                              czytają bloga ! Już 1000 wyświetleń jesteście najlepsi ! <3      
                                  ( W parcie mogą pojawić się wulgaryzmy czytasz na własną 
                                   odpowiedzialność ) !! 


Widząc czerwone oczy rozmazany tusz na policzkach i drżący głos , pytasz czy coś się stało .. Nic kurwa , to ze szczęścia !..
                                                                           %
Gdy otworzył drzwi wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia , był jedyną podporą .. Oderwał mnie od siebię na chwilę przyglądając mi się uważnie z przymróżonymi oczami .. I szepnął cicho znów ci to zrobił ..  - Nie - krzyknęłam pośpiesznie ... On tylko spojrzał na mnie zdziwiony i zaniepokojony wielką szlamą na policzku .. - O czym ty mówisz , żę co ? że sama się walnęłaś ? Albo nie upadłaś na policzek .. Nie osłabiaj mnie ! - wrzeszczał wściekły .. Zaczął iść przed siebie w kierunku mego domu , zostawiając mnie w progu swego domu ..
                                                                         %
Kłamstwo nie staję się prawdą tylko dlatego , że wierzy w nie więcej niż jedna osoba !
                                                                        %
Po chwili krzyknęłam nie odwracając się - Czekaj . Podbiegłam do niego . - Proszę Federico nie idź TAM , błagam - dodałam łamliwym głosem ...  On mnie do siebie przytulił .. - Czemu to ciągniesz ? - zapytał szeptem po chwili .. - Czemu zadajesz tak trudne pytania ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie .. - Bo chcę ci pomóc .. - powiedział . - Jeśli chcesz mi pomóc to się nie wtrącaj - rzekłam złośliwie .. - Ne mogę się nie wtrącać to do mnie przychodzisz gdy zrobi ci krzywdę i to ja słucham w jaki patalogiczny związek się wplątałaś ! - podniósł głos . - Jeśli tak to może lepiej nie będę przychodziła ! Odpieprze się od ciebie ! Tak będzie najlepiej !- krzyknęłam i odeszłam jak najdalej , słyszałam jak krzyczał , że nie o to chodziło jednak w tej chwili  liczyło się to czy o tej porze znajdę jakiś nocleg ..
                                                                     %
- Nie rozumiem twoich decyzji ?!
- Właśnie dlatego nie powinieneś ich negować !
                                                                     %
- Nie może tak być on cię biję , musisz to zgłosić , ale na początku zerwać tę psychiczną znajomość - wrzeszczał na mnie , gdy kolejny raz Go broniłam ..
- To moja wina ! - szepnęłam , nie chciałam tej kłótni ..
- Zawsze to twoja wina , co niby zrobiłaś tym razem , ty grzesznico ? - zaśmiał się sarkastycznie ..
- Fede tylko nie tym tonem ! - pouczyłam go - myślał , że go zdradzam - dodałam szeptem ..
- Ty go zdradzasz ? Proszę nie widzisz , że dostajesz za nic -  kolejny raz mnie poucza  ..
- Przyszłam , bo myślałam , że mi pomożesz , ale ty tylko wrzeszczysz 1 - wydarłam się ..
Pokręcił głowa - Ja chce ci pomóc , tylko na własny sposób .. - powiedział ..
- Niby jaki ? - zapytałam ..
- Taki powiedział i wbił się w moję usta , zdziwiona oddałam pocałunek ,a nawet go pogłębiłam ..
- Damy radę .... Razem - powiedział i cmoknął ponownie moje usta !
                                                   THE END !! ;**
*********************
No i tak się prezentuję kolejny one shot ! <3 Jestem strasznie szczęśliwa , że jest 1000 wyświetleń ! Dziękuję bez was ten blog , by nie prosperował ! ;* Pamiętajcie o konkursie mam tylko dwie pracę a miejca trzy + jakieś wyróżnienie , więc czekam może do środy ;***

Kocham
D. C .

poniedziałek, 14 września 2015

Przypomnienie !! ;***

Jak głosi tytuł , to przypomnienie o konkursie , który kończy swoją ważność 21 września .. Wysyłajcie pracę , powtórze mój adres e-mail : wiktoria_gawlik@spoko.pl ;** 

Czekam , bo jak narazie dostałam tylko jedną pracę :) A no i jeszcze w sobotę , a może i wcześniej powinien pojawić się next ;** 

wtorek, 8 września 2015

Jedyne co nam zostało to wspomnienia - Fedemila

21 września 2008 r.
Zobaczyła go , na cmentarzu , gdy była u rodziców .. Minęła 5 rocznica ich śmierci .. Ze swoim nieskazitelnym wyglądem i dość długimi postawionymi na żel włosami wyróżniał się z pośród towarzystwa . Przez przypadek na niego wpadła na niego , dla nich to był przypadek , a dla ich serc przeznaczenie . Wystawił rękę i przedstawił się , mówiąc krótko " jestem Federico " mogłaby powtarzać to imię godzinami . Zaczęli znajomość jak setka ludzi ..


15 grudnia 2008 r .
Ich znajomość z dnia rozkwitała , a ich zażyłość stawała się silniejsza . Spotykali się codziennie , pisali esemesy .. On zrobił tego dnia pierwszy krok , spotkali się jak codzień , zaprosił ją do ważnego dla niego miejsca . Przechodzili i po chwili stanęli ona rozkojarzona spojrzała przed siebie i zobaczyła most . On odrzekł , że to jego prywatny terabithii .

Zaprowadził ją do grobu jego rodziców . Który był ślicznie ozdobiony zimą .


Po chwili przeszli trochę dalej w wolnym tempie opowiedał jej całą swoją historię . Przeszli za mury , a on zadał jej to kluczowe pytanie . Ona odwzajmniła jego uczucia i zostali parą .


19 lipiec 2010 r.
 To był szczególny dla nich dzień . Byli z jednych najlepiej dogadujących się par , jakie znałam . Federico postarał się zabrał ją w to samo miejsce gdzie zapytał ją o chodzenie i zapytał " Ludmiło , Mercedes Ferro jestem z tobą już na tyle długo by zadać ci to pytanie , kocham cię w dzień i noc nieważne czy jesteś w piżamie czy w pięknej suknii , lub z makijażem czy bez niego , kocham cię i to się nie zmieni . Zechciałabyś być panią Pasquelli ? " Jej odpowiedź brzmiała tak . Byli szczęśliwi . Dowiedziała się , że jest w ciąży , ich szczęście nie miało końca .


21 wrzesień 2010 r.
Przyszedł ten dzień , w którym powiedzieli sobie tak na ślubnym kobiercu . Ona stała w pięknej białej sukni , a jej włosy rozwiewał we wszystkie strony . On stał naprzeciw niej w dobrze dopasowanym garniturze , który podkreślał jego mięśnie . Jego włosy były idealnie postawione na żel . Wyglądali razem cudownie .


17 kwiecień 2011 r.
Dziś przyszła na świat najpiękniejsza dziewczynka pod słońcem . Lenka Pasquelli , jej rodzice byli najszczęśliwsi pod słońcem , zresztą kto by nie był .


10 sierpnia 2011 r.
Stało się coś strasznego , był na badaniach kontrolnych , bo ostatnio źle się czuł . Okazało się , że ma raka , zostało mu miesiąc a może nawet nie życia . Wszystko co budowali , rozsypało się jak domek z kart . Bał się zostawić swoję księżniczki w zamku same .

21 września 2011 r.
Zostawił je same . Stała nad jego grobem , wypowiadając słowa , które ledwo przechodziły jej przez usta . Wypowiedziałeś te słowa z taką ulgą gdy nas opuszczałaś . Zaśmiała się przez łzy .  Jestem przyszłam na spotkanie z tobą , jestem tu gdzie się poznaliśmy . Stoję tu z twoją księżniczką  .  Tu się wszystko zaczęło i tu się wszystko skączyło . Podeszła do jego grobu , kucnęła przy nim , przejeżdżając palcami po jego policzku na zdjęciu i delikatnie pocałowała jego wizerunek . Ich jej córeczka , która umiała już dreptać , przytuliła od tyłu swoją mamę i mówiąc dość niewyraźnie " mamuś nie płac , tatus nigdy ne odsedł , on zawse będzię tu - pokazała na serduszko . Tak skarbie on zawsze tu będzie - powiedziała i załaskotała ją , przytulając do siebie :)

:) :) :) The end :) :) :)

Hejo przepraszam, że tak późno , ale byłam chora i dziś musiałam przepisywać wszystkie zeszyty :) Dopiero niedawno skończyłam , ale jest obiecany . ;)  Mam nadzieję , że mnie będziecie motywowali swoimi komentarzami , które wywołują uśmiech na mojej twarzy ;*

Kocham
Dodo C.